Dziś jest
r.
|
|
Prowadź mnie według Twej prawdy i pouczaj, bo Ty jesteś Bóg, mój Zbawca, i w Tobie mam zawsze nadzieję. (Ps 25, 4) Ksišżki
|
"Confiteor" "Dookoła mgła" "Gdziekolwiek" "Jak" "Jesień" "Zabraknie Ci psa" "Życie to nie teatr" "Zobaczysz" Z nim będziesz szczęśliwsza "***" "Urodziny" "Piosenka dla zapowietrzonego" "Nie brookliński most" "List do pozostałych" "Człowiek człowiekowi" "Już jest za późno, nie jest za późno" Bosi na ulicach świata Nadzy na ulicach świata Głodni na ulicach świata Moja wina Moja wina Moja bardzo wielka wina! Zgroza i nie widać końca zgrozy Zbrodnia i nie widać końca zbrodni Wojna i nie widać końca wojny Moja wina Moja wina Moja bardzo wielka wina! Zagubieni w dżungli miasta - moja wina Obojętność objęć straszna - moja wina Bez miłości bez czułości - moja wina Bez sumienia i bez drżenia - moja wina Bez pardonu wśród betonu - moja wina Na kamieniu rośnie kamień - moja wina Manna manna narkomanna - moja wina Dokąd idziesz po omacku - moja wina I nie słychać końca płaczu - moja wina Jedni cicho upadają - moja wina Drudzy ręce umywają - moja wina Coraz więcej wkoło ludzi - moja wina O człowieka coraz trudniej - moja wina - moja wina - moja bardzo wielka wina! Jak długo pisana mi jeszcze włóczęga? Ech, gwiazdo - ogniku ty błędny mych dni Spraw, by skończyła się wreszcie ta męka I zapędź, do czułych zakulaj mnie drzwi! Lecz gdzie jest ten dom, jak tam idzie się doń? Gdzie jest ta stanica, gdzie progi te są? Tam most jest na rzece, za rzeką jest sad; Tam próżnia się kończy, zaczyna się świat. Lecz gdzie rzeka ta, gdzie rzucony jest most? Gdzie sad ten jest biały, jabłonki gdzie są? Na drzewach owoce i strąca je wiatr, Do kosza je zbiera ta ręka jak kwiat. Te strony gdzieś są, gdzieś daleko za mgłą, Więc idę i dalej przedzieram się wciąż. Zbierają się ptaki, ruszają na szlak, Już lecą, wprost lecą, nie błądzą jak ja. Jak długa pisana mi jeszcze włóczęga? Ech, gwiazdo - ogniku ty błędny mych dni. Spraw, by skończyła się wreszcie ta męka, I zapędź, do czułych zakulaj mnie drzwi! Gdziekolwiek jesteś, Wyjdź za bramę! Idź na pola, Słysz wołanie! To ja wołam. Gdziekolwiek jestem, To mnie nie ma. Jest maligna, Bo cię nie ma. Jest pustynia. Gdziekolwiek jesteś, Też cię nie ma. Jest maligna, Bo mnie nie ma. Jest pustynia. Gdziekolwiek jestem, Tam ty jesteś. Tak jesteśmy Jak milczenie Po tej pieśni. Jak dwa jabłka Na czereśni. Jak po nocnym niebie sunące białe obłoki nad lasem Jak na szyi wędrowca apaszka szamotana wiatrem Jak wyciągnięte tam powyżej gwiaździste ramiona wasze A tu są nasze, a tu są nasze, a tu są nasze Jak suchy szloch w te dżdżystą noc Jak winny - li - niewinny sumienia wyrzut Że się żyje gdy umarło tylu tylu tylu Jak suchy szloch w tę dżdżystą noc Jak lizać rany celnie zadane Jak lepić serce w proch potrzaskane Jak suchy szloch w tę dżdżystą noc Pudowy kamień, pudowy kamień Ja na nim stanę, on na mnie stanie On na mnie stanie, spod niego wstanę Jak suchy szloch w tę dżdżystą noc Jak złota kula nad wodami Jak świt pod spuchniętymi powiekami Jak zorze miłe, śliczne polany Jak słońca pierś Jak garb swój nieść Jak do was, siostry mgławicowe Ten zawodzący śpiew Jak biec do końca, potem odpoczniesz, potem odpoczniesz Cudne manowce, cudne manowce, cudne manowce Zanurzać zanurzać się w ogrody rudej jesieni i liście zrywać kolejno jakby godziny istnienia Chodzić od drzewa do drzewa od bólu i znowu do bólu cichutko krokiem cierpienia by wiatru nie zbudzić ze snu I liście zrywać bez żalu z uśmiechem ciepłym i smutnym a mały listek ostatni zostawić komuś i umrzeć Ja sobie pójdę przecz, Pójdę precz daleko, Do Zagubinowa. W oddali zniknie Głowa moja płowa. Lecz jeszcze, o, pani, Doczekasz się dnia... Zabraknie ci psa! Nie będę łasił się, Do rąk twych przypadał, A ty jak ta skała. Nie będę skamlał, Żebyś mnie pogłaskała. Lecz jeszcze, o, pani, Doczekasz się dnia... Zabraknie ci psa! Co uyskuje się Łkaniem i błaganiem? Niechaj wie, kto nie wie: Dziewczęce serce Coraz bardziej twardnieje. Lecz jeszcze, o, pani, Doczekasz się dnia... Zabraknie ci psa! Ja sobie pójdę precz, Pójdę przecz daleko, Może Patagonia. Tak, żebyś była Bardzo zadowolona. Lecz jeszcze, o, pani, Doczekasz się dnia... Zabraknie ci psa! Życie to jest teatr -- mówisz, ciągle opowiadasz. Życie to jest tylko kolorowa maskarada. Wszystko to zabawa, wszystko to jest jedna gra. Przy otwartych i zamkniętych drzwiach -- to jest gra. Życie to nie teatr -- ja ci na to odpowiadam. Życie to nie tylko kolorowa maskarada. Życie jest straszniejsze i piękniejsze jeszcze jest. Wszystko przy nim blednie, blednie nawet sama śmierć. Ty i ja -- teatry to są dwa, ty i ja. Ty, ty prawdziwej nie uronisz łzy. Ty najwyżej w górę wznosisz brwi Nawet kiedy źle ci jest, to nie jest źle, bo ty grasz. Ja dusze na ramieniu wiecznie mam Cały jestem zbudowany z ran Lecz kaleka nie ja jestem tylko ty Bo ty grasz. Jutro bankiet u artystów. Ty się tam wybierasz. Gości będzie dużo, nieodstępna tyraliera. Flirt i alkohole, może tańce będą też. Drzwi otwarte potem zamkną się, no i cześć. Wpadnę tam na chwile, zanim spuchnie atmosfera. Wódki dwie wypije, potem cicho się pozbieram. Wyjdę na ulicę, przy fontannie zmoczę łeb. Wyjdę na przestworza, przecudowny stworzę wiersz. Ty i ja -- teatry to są dwa, ty i ja. Ty, ty prawdziwej nie uronisz łzy. Ty najwyżej w górę wznosisz brwi Nawet kiedy źle Ci jest, to nie jest źle, bo ty grasz. Ja duszę na ramieniu wiecznie mam Cały jestem zbudowany z ran Lecz kaleką nie ja jestem tylko ty Bo ty grasz. Ach, kiedy ona cię kochać przestanie: Zobaczysz! Zobaczysz noc w środku dnia, Czarne niebo zamiast gwiazd; Zobaczysz wszystko to samo, Co ja. A ziemia, zobaczysz, Ziemia to nie będzie ziemia: Nie będzie cię nosić. A ogień, zobaczysz, Ogień to nie będzie ogień: Nie będziesz w nim brodzić. A woda, zobaczysz, Woda to nie będzie woda: Nie będzie cię chłodzić. A wiatr, zobaczysz, Wiatr to nie będzie wiatr: Nie będzie cię koić. Ach, kiedy ona cię kochać przestanie: Zobaczysz! Zobaczysz obcą własną twarz, Jakie wielkie oczy ma strach; Zobaczysz wszystko to samo, Co ja. A ziemia, zobaczysz, Ziemia to nie będzie ziemia: Nie będzie cię nosić. A ogień, zobaczysz, Ogień to nie będzie ogień: Nie będziesz w nim brodzić. A woda, zobaczysz, Woda to nie będzie woda: Nie będzie cię chłodzić. A wiatr, zobaczysz, Wiatr to nie będzie wiatr: Nie będzie cię koić I wszystkie żywioły, Wszystkie będą ci złorzeczyć: Lepiej byś przepadł bez wieści! Zrozum to, co powiem Spróbuj to zrozumieć dobrze Jak życzenia najlepsze, te urodzinowe Albo noworoczne, jeszcze lepsze może O północy gdy składane Drżącym głosem, niekłamane Z nim będziesz szczęśliwsza Dużo szczęśliwsza będziesz z nim. Ja, cóż - Włóczęga, niespokojny duch, Ze mną można tylko Pójść na wrzosowisko I zapomnieć wszystko Jaka epoka, jaki wiek, Jaki rok, jaki miesiąc, jaki dzień I jaka godzina Kończy się, A jaka zaczyna. Nie myśl, że nie kocham, Lub że tylko trochę kocham Jak cię kocham, nie powiem, no bo nie wypowiem - Tak ogromnie bardzo, jeszcze więcej może I dlatego właśnie żegnaj, Zrozum dobrze, żegnaj, żegnaj Z nim będziesz szczęśliwsza Dużo szczęśliwsza będziesz z nim. Ja, cóż - Włóczęga, niespokojny duch, Ze mną można tylko Pójść na wrzosowisko I zapomnieć wszystko Jaka epoka, jaki wiek, Jaki rok, jaki miesiąc, jaki dzień I jaka godzina Kończy się, A jaka zaczyna. Ze mną można tylko W dali znikać cicho Wędrówką jedną życie jest człowieka; Idzie wciąż, Dalej wciąż, Dokąd? Skąd? Dokąd! Skąd! Dokąd! Skąd! Jak zjawa senna życie jest człowieka; Zjawia się, Dotknąć chcesz, Lecz ucieka? Lecz ucieka! Lecz ucieka! To nic! To nic! To nic! Dopóki sił Jednak iść! Przecież iść! Będę iść! To nic! To nic! To nic! Dopóki sił, Będę szedł! Będę biegł! Nie dam się! Wędrówką jedną życie jest człowieka; Idzie tam, Idzie tu, Brak mu tchu? Brak mu tchu! Brak mu tchu! Jak chmura zwiewna życie jest człowieka! Płynie wzwyż, Płynie w niż! Śmierć go czeka? Śmierć go czeka! Śmierć go czeka! To nic! To nic! To nic! Dopóki sił Jednak iść! Przecież iść! Będę iść! To nic! To nic! To nic! Dopóki sił, Będę szedł! Będę biegł! Nie dam się! To nic! To nic! To nic! Dopóki sił Jednak iść! Przecież iść! Będę iść! Dzisiaj są moje urodziny, Które obchodzę bez rodziny Daleko, wysoko, wśród manowców W pokoiku, na wieży hangaru dla szybowców Zupełnie tu nieźle jest mi, Organki mi służą do gry. Na twarzy obeschły już łzy, Już warg nie zagryzam do krwi. Niech żyje ziemia! Niech żyje niebo! I ty - co rodzisz się - żyj! Niech żyje ziemia! Niech żyje niebo! I ty - pomiędzy tym - żyj! Jutro raniutko jak ten szczygieł Wstanę, umyję się, zagwiżdżę, I zejdę w doliny zaludnione Roboty poszukać i wdzięcznej narzeczonej. Jak los będę pukać do drzwi, Aż wreszcie otworzysz mi ty. I powiesz: Miły mój, witaj mi! Tęskniłam tysiąc nocy i dni! Niech żyje ziemia! Cudownie jest: Powietrze jest! Dwie ręce mam, Dwie nogi mam; W chlebaku chleb, Do chleba ser, Do picia deszcz. Nadchodzi noc I zimno z nią; Mam ręce dwie Obejmę się; Ukryję się, Utulę się We własna sierść. Daleko świt, Nie widać nic; Dwie nogi mam; Dojdziemy tam. Szczękają psy! Fruwają mgły! Niech pani śpi! Powietrze jest: Cudownie jest! Rozdzierający Jak tygrysa pazur Antylopy plecy Jest smutek człowieczy. Nie brookliński most Ale przemienić W jasny, nowy dzień Najsmutniejszą noc - To jest dopiero coś! Przerażający Jak ozdoba świata Co w malignie bredzi Jest obłęd człowieczy. Nie brookliński most Lecz na drugą stronę Głową przebić się Przez obłędu los - To jest dopiero coś! Będziemy smucić się starannie! Będziemy szaleć nienagannie! Będziemy naprzód niesłychanie! Ku polanie! Umieram za winy moje i niewinność moją za brak, który czuję każdą cząstkę ciała i każdą cząstkę duszy, za brak rozdzierający mnie na strzępy jak gazetę zapisaną hałaśliwymi nic nie mówiącymi słowami za możliwość zjednoczenia się z Bezimiennym, z Pozasłownym, Nieznanym za nowy dzień za cudne manowce za widok nad widoki za zjawę realną za kropkę nad ypsylonem za tajemnicę śmierci w lęku, w grozie i pocie czoła za zagubione oczywistości za zagubione klucze rozumienia z malutką iskierką ufności, że jeżeli ziarno obumrze, to wyda owoce za samotność umierania bo trupem jest wszelkie ciało bo ciężkie, straszne i nie do zniesienia za możliwość przemienienia za nieszczęście ludzi i moje własne, które dźwigam na sobie i w sobie bo to wszystko wygląda, że snem jest tylko, koszmarem bo to wszystko wygląda, że nieprawdą jest bo to wszystko wygląda, że absurdem jest bo wszystko tu niszczeje, gnije i nie masz tu nic trwałego poza tęsknotą za trwałością bo już nie jestem z tego świata i może nigdy z niego nie byłem bo wygląda, że nie ma tu dla mnie żadnego ratunk bo już nie potrafię kochać ziemską miłością bo noli me tangere bo jestem bardzo zmęczony, nieopisanie wycieńczony bo już wycierpiałem bo już zostałem, choć to się działo w obłędzie, najdosłowniej i najcieleśniej ukrzyżowany i jakże bardzo i realnie mnie to bolało bo chciałem zbawić od wszelkiego złego ludzi wszystkich i świat cały i jeżeli się tak nie stało, to winy mojej w tym nie umiem znaleźć bo wygląda, że już nic tu po mnie bo nie czuję się oszukany, co by mi pozwoliło raczej trwać niż umierać; trwać i szukać winnego, może w sobie; ale nie czuję się oszukany bo kto może trwać w tym świecie - niechaj trwa i ja mu życzę zdrowia, a kiedy przyjdzie mu umierać - niechaj śmierć ma lekką bo co do mnie, to idę do ciebie Ojcze pastewny żeby może wreszcie znaleźć uspokojenie, zasłużone jak mniemam, zasłużone jak mniemam, bo nawet obłęd nie został mi zaoszczędzony bo wszystko mnie boli straszliwie bo duszę się w tej klatce bo samotna jest dusza moja aż do śmierci bo kończy się w porę ostatni papier i już tylko krok i niech Żyje Życie bo stanąłem na początku, bo pociągnął mnie Ojciec i stanę na końcu i nie skosztuję śmierci. Człowiek człowiekowi wilkiem Człowiek człowiekowi stryjkiem Lecz ty się nie daj zgnębić Lecz ty się nie daj spętlić Człowiek człowiekowi szpadą Człowiek człowiekowi zdradą Lecz ty się nie daj zgładzić Lecz ty się nie daj zdradzić Człowiek człowiekowi pumą Człowiek człowiekowi dżumą Lecz ty się nie daj pumie Lecz ty się nie daj dżumie Człowiek człowiekowi łomem Człowiek człowiekowi gromem Lecz ty się nie daj zgłuszyć Lecz ty się nie daj skruszyć Człowiek człowiekowi wilkiem Lecz ty się nie daj zwalczyć Człowiek człowiekowi bliźnim Z bliźnim się możesz zabliżnić Już jest za późno, nie jest za późno Jeszcze zdążymy w dżungli ludzkości siebie odnaleźć, Tęskność zawrotna przybliża nas. Zbiegną się wreszcie tory sieroce naszych dwu planet, Cudnie spokrewnią się ciała nam. Jeszcze zdążymy tanio wynająć małą mansardę Z oknem na rzekę lub też na park, Z łożem szerokim, piecem wysokim, ściennym zegarem; Schodzić będziemy codziennie w świat. Jeszcze zdążymy naszą miłością siebie zachwycić, Siebie zachwycić i wszystko w krąg. Wojna to będzie straszna bo Bóg nas będzie chciał zniszczyć, Lecz nam się uda zachwycić go. Jest już za późno! Nie jest za późno! Jest już za późno! Nie jest za późno E. Stachura |