Dziś jest
r.
|
|
Prowadź mnie według Twej prawdy i pouczaj, bo Ty jesteś Bóg, mój Zbawca, i w Tobie mam zawsze nadzieję. (Ps 25, 4) Ksišżki
|
"Jest dobroć" "Śmieszne" "Małżeństwo" "Chwila" "Powietrze" "Do Przyjaciół" "Prośba" "Narodziny" "Porównanie" "Adam i Ewa" "Emaus" "Droga" Jest dobroć która niczego nie pragnie i jest mi odmówiona Jest miłość która pragnie wszystkiego i jest mi odmówiona I jest czułość której wszystkiego za mało to ja jestem tą czułością Jak to jest być człowiekiem spytał ptak Sama nie wiem Być więźniem swojej skóry a sięgać nieskończoności być jeńcem drobiny czasu a dotykać wieczności być beznadziejnie niepewnym i szaleńcem nadziei być igłą szronu i garścią upału wdychać powietrze dusić się bez słowa płonąć i gniazdo mieć z popiołu jeść chleb lecz głodem się nasycać umierać bez miłości a kochać przez śmierć To śmieszne odrzekł ptak wzlatując w przestrzeń lekko Że tak im było dane zestarzeć się jak świątkom przy drodze tak samo spróchniali tak samo poorani mrozem i zawieją Że tak im dozwolono iść serce w serce biodro w biodro zmarszczka w zmarszczkę Że tak im darowano istnieć w sobie podwójnie i milczeć wzajemnie Że tak im dopuszczono by nawet w sen wchodzili razem on ją obejmował na poduszce by o kamień snu nie zraniła stopy Że tak ich wysłuchano aby to on czerwone jabłko niósł jej do szpitala i ukląkł w jej ostatniej łzie Dana jest tylko chwila a teraz rzuć się w jej bezdenną głąb krąż wokół niej jak wskazówka zegara jak ramię cyrkla bierz z niej miarę Ciągle mówimy by nic nie powiedzieć a chwila i tak zaskakuje naszą krew bez zwiastowania komórki ciała przekazują ją sobie jak ból Wieczne odpoczywanie nam w chwili Przemieszałem się z nim pastwiskiem ptaków. Każda żyłka mego ciała jest dnem lekkiego oceanu. Oddycham odciskam w powietrzu kształt krwi. Odchodzę. Poprzez moje tysiączne sarkofagi furkoczą ptaki. Źle źle się starzejemy przyjaciele tak się czepiamy piachu dni tak się boimy zim jesieni przeszłość nam idzie za plecami lufami karabinów nas popycha a palec światła wyczesuje z mroku Czekając aż się zacznie życie źle źle się starzejemy przyjaciele z głową wstecz obróconą nie zdążymy Schodzimy z wolna z twarzą starych dzieci młodością poorani głodami niesyci zdziwieni że raz jeszcze nikt nie ocaleje. Bożeprzywróć rzeczom blask utracony oblecz morze w jego zwykłą wspaniałość a lasy ubierz znowu w barwy rozmaite zdejm z oczu popiół oczyść język z piołunu spuść czysty deszcz by zmieszał się ze łzami nasi umarli niechaj śpią w zieleni niech żal uparty nie wstrzymuje czasu a żywym niechaj rosną serca od miłości. Dopiero wyjęty z wnętrzności Maleńki człowieku. Leżysz nagi, skrwawiony. Na ziemi - na tarczy. Więc już po klęsce? Twój zwycięzca umyka Kryjąc się tchórzliwie Wśród planet. Piszę ziemia a mówię morze mówię ja bo myślę o tobie Słońce przecieka w owoc wszystko przelewa się we wszystko wiatr jakiś miesza rozmaitość rzeczy strumień jedności zaciera granice jedna jest krew Tworzyć to znaczy nagle ujrzeć całość Tak tworzy Bóg nam dana iskra Rzecz z rzeczą sczepia się pazurem podobieństwa rzecz rzeczy szuka i gdzieś na ich styku rodzi się światło sensu. - Wygnany jestem z burzy i wichury, z ulewy, gromu, mrozu i pożaru. - Wygnana jestem z jaseł brzasku, z mgły, ciszy, z kołysania szczawiów. - Z nieświadomości, ze snu, z nieistnienia wygnany jestem mieczem błyskawicy. - Z bezczucia, z niemiłości słodkiej zepchnięta jestem w ciężkie twe objęcia. Nie poznajemy nigdy do końca nigdy na pewno Wydaje się ale już nie Serce pałało ale ochłodło Czy to On milczy Czy to Ty Znika Zawsze jest tylko chleb ręce i gest Twarz coraz inna coraz nowa twarz Ma się ku wieczorowi a dzień się nachyla pora spoczynku woda wino chleb Czemuście nie spytali wprost nie pochwycili Go za nogi rąk nie trzymali cienia nie przywiązali do ławy Stoimy tak uczniowie którzy nie doszli do Emaus a ręce ciążą od zdumienia Czy to On był na pewno gdzie Siady zamiotła noc czym prędzej nieśmy innym pewność niepewności. Panie nasz Jak szedłeś sam przez ciasto życia przez Matkę i Józefa Annę Symeona Jana Szymona Martę Marię Łazarza przez ślepych opętanych trędowatych przez Nikodema Judasza Piłata łotrów obu Szawła Jak idziesz wciąż przez nasze ciała Tak ja niech pójdę Przez spotkanego na wąskiej kładce przez tego co biegł za mną brzegiem morza tego co pryskał śliną gadulstwa i nieśmiałego który mówił nic nie mówiąc przez czyste oczy małego chłopca przez babkę obok której klękam nawet przez tego pana na ulicy który nieznacznie sięga ręką w śmietnik szukając niedopałków przez tego co pożycza pieniądze na wódkę tego któremu się ręki nie podaje także któremu wszystkie ręce klaszczą przez niemądrą dziewczynę o fioletowych paznokciach przez kłótliwą zacietrzewioną urodę i przez cienistą brzydotę przez matkę matkę matki i przez syna Do Ciebie A. Kamińska |